Szef BBN odpowiada na zarzuty gen. Stróżyka: ten dobór słów jest zapewne celowy
Newsweek: Zachęcał pan gen. Jarosława Stróżyka, szefa SKW i szefa rządowej komisji ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich w Polsce, by zwrócił się do BBN o dokumenty dotyczący działań Antoniego Macierewicza?
Jacek Siewiera, Szef BBN: Myśli pan, że pana generała trzeba do czegokolwiek zachęcać? W moim przypadku zachęcać mogłem do wystąpienia o jakiekolwiek informacje drogą formalną. BBN udostępnia dokumenty uprawnionym organom, jeżeli jest do tego podstawa prawna. Nie ma tu niczego do ukrycia.
Gen. Stróżyk powiedział, że w lipcu przekonywał go do tego "bardzo wysoki szczeblem urzędnik z otoczenia prezydenta". Nie wskazał pana z nazwiska, ale oczywiste jest, że zapewne chodziło o pana jako szefa BBN. Prawda?
Poprosiłem sekretariat, by ustalił, kiedy widziałem się z gen. Stróżykiem. Widziałem się w czerwcu, nie w lipcu i w innej sprawie. Nie przypominam sobie inicjatywy co do przekazania jakiejś unikalnej wiedzy, której nie ma choćby w MON.
Gen. Stróżyk mówi co innego niż Pan. Powiedział to wprost: Podczas służbowego spotkania zostałem zachęcony przez bardzo wysokiego szczebla urzędnika Prezydenta o skierowanie pisma z komisji do Pana Prezydenta, bo "Pan Prezydent chętnie podzieli się informacjami o zaniechaniach modernizacyjnych w MON przez pana ministra Macierewicza". Tak było?
Ten dobór słów o "zachęcaniu" jest zapewne celowy. Podważa zaufanie do mojej instytucji i ma odwrócić uwagę od marnych ustaleń pracy komisji. Na pytania o to, czy BBN może udostępnić dokumentację albo korespondencję, mogę powtórzyć, że urząd prezydencki chętnie podzieli się informacjami, jeżeli będzie stosowny wniosek i podstawa formalna. Mamy wręcz taki obowiązek i nie widzimy tu żadnego problemu.
Generał wysłał pisma i otrzymał stosowną odpowiedź. Zgodnie z zarządzeniem premiera powołującym komisję, jest to organ rządowy i zakres jej prac nie dotyczy Kancelarii Prezydenta czy BBN, które podlegają Prezydentowi. Proszę może pytać gen. Stróżyka, dlaczego wyszedł poza kompetencje określone przez jego przełożonego.
Według gen. Stróżyka — wrócę po raz kolejny do jego słów — "Pan Prezydent chętnie podzieli się informacjami o zaniechaniach modernizacyjnych w MON przez pana ministra Macierewicza". A wiadomo, że Prezydent Andrzej Duda i minister Antoni Macierewicz byli skonfliktowani, więc brzmi to wiarygodnie.
Relacje były napięte, czasem wręcz fatalne, ale to nie oznacza, że istnieją tu jakieś dokumenty, których nie ma MON. To, co miałem na myśli, dotyczyło kwestii pozbawienia certyfikatów dostępu do informacji niejawnych oficerów z BBN czy dyskusji nad kształtem reformy dowodzenia. Tamte kwestie dotyczyły wprost BBN i do dziś budzą złe skojarzenia. Ale widać komisji nie zainteresowały, bo nie mają dziś znaczenia politycznego. My nie posiadamy wiedzy o rosyjskich wpływach, które interesują komisję. Jeżeli komisja ma inne informacje, to powinna na to wskazać w pismach, jakie kierowała do BBN.
Gen. Stróżyk wprost zarzucił Panu, że otoczenie Prezydenta ukrywa przed komisją informacje dotyczące działań szefa MON Antoniego Macierewicza. To ciężki zarzut.
W zarzutach widać próbę znalezienia w BBN winnych tego, że komisja nie ustaliła niczego nowego. Gen. Stróżyk przedstawił informacje, które były powierzchowne, powszechnie znane od lat i budziły kontrowersje, ale od tego daleko do oskarżenia.
Obawiam się, że to temat zastępczy do budowania narracji politycznej, że Prezydent i BBN coś ukrywają. To próba wciągnięcia kolejnej instytucji odpowiedzialnej za bezpieczeństwo państwa w bieżącą partyjną politykę. Szkoda, że przez osobę w mundurze, co w polskiej historii nie kojarzy się zbyt dobrze. Natomiast ja politykiem nie jestem i polityką partyjną się nie zajmuję.
Czy Prezydent Andrzej Duda polecił panu, aby nie wydawać komisji gen. Stróżyka żadnych dokumentów będących w dyspozycji BBN?
Z punktu widzenia Prezydenta słowa gen. bryg. Stróżyka to sprawa marginalna. Nic takiego nie miało miejsca.
Pokaże pan analizy prawne, które są podstawą dla BBN o odmowie udzielenia odpowiedzi na pytania komisji gen. Stróżyka?
Wystarczy zapoznać się z zarządzeniem dot. działania komisji. Dział prawny w BBN na moją prośbę przygotował odpowiedź. W piśmie od komisji wskazana została podstawa prawna, która nie miała zastosowania. W sytuacji, gdzie urzędy działają w granicach i na podstawie prawa, to naturalne, że nie mogliśmy ustosunkować się do wniosku. Mam wrażenie, że gen. Stróżyk ma tego świadomość, skoro przyznaje, że jego komisja nie działa jak służba specjalna.
Swoją drogą, rok temu z podobną prośbą, chociaż w innym trybie, zwróciła się komisja kierowana przez Sławomira Cenckiewicza (był szefem komisji ds. rosyjskich wpływów stworzonej na podstawie tzw. lex Tusk — przyp. red.). Z powodu niewłaściwego trybu również wtedy nie udostępniłem dokumentów. Nie ma możliwości, bym zastosował podwójne standardy w tych sprawach dla którejkolwiek strony politycznej sceny.
A czego właściwie oczekiwała komisja? Co znalazło się w piśmie gen. Stróżyka do pana?
Nazwałbym to "szukaniem na ślepo". Chodziło o szeroki zakres spraw od kwestii memorialnych, dotyczących aktów wandalizmu, ogólnie ujętych kwestii monitoringu wpływów rosyjskich, działań związanych z reorganizacjami urzędów, zakupów uzbrojenia, po działania w sprawie Collegium Humanum. Wyglądało to na pismo rozsyłane do wszelkich instytucji. W innym razie świadczyłoby o braku zrozumienia co do zakresu kompetencji i prac BBN.
Czy skasowanie programu "Karkonosze", który miał polegać na pozyskaniu w ramach grupy państw, latających cystern do tankowania samolotów w czasie lotu, mających — według gen. Stróżyka — stacjonować na lotnisku w Polsce, było złą, uderzającą w potencjał polskiej armii, decyzją Macierewicza?
Była to decyzja podjęta w ramach uprawnień szefa MON. Żadnej szczególnej korespondencji w tej sprawie BBN nie posiada. Budziła ona kontrowersje, ale jeżeli komisja nazywa to zdradą dyplomatyczną, to jak nazwiemy, chociażby zawieszenie przez rząd PO poboru w Polsce, tuż po wojnie w Gruzji, co upośledziło zdolności obronne i zniszczyło rezerwy mobilizacyjne na wiele lat? Nie jestem obrońcą byłego ministra Antoniego Macierewicza, ale tego rodzaju interpretację można zastosować zawsze.
Lepiej byłoby je jednak mieć, prawda? Gen. Stróżyk podkreślał, że nasza armia jest z powodu decyzji Macierewicza zwyczajnie słabsza. Mówił tak: W konsekwencji straciliśmy nie tylko kilka milionów składek, ale też możliwość stacjonowania w Polsce, w Powidzu, takich samolotów. Program dzisiaj jest wielkim sukcesem, flota 10 tankowców stacjonuje w Kolonii w Niemczech, a nie w Polsce.
Obecnie odbywają się szkolenia polskich pilotów z tankowania w powietrzu, nasze samoloty mogą tankować w czasie lotu, ale odbywa się to na podstawie innych rozwiązań. W tamtym programie nie mielibyśmy bezpośredniego wpływu na samoloty-cysterny, nasze maszyny nie miałyby priorytetu w korzystaniu z nich. Cysterny stacjonowałyby w Eindhoven albo w Kolonii w Niemczech. Nasz udział w tym sojuszniczym programie miał nas jednak kosztować ok. 1,5 mld zł. O tym, że samoloty miały stacjonować w polskim Powidzu, wczoraj usłyszałem po raz pierwszy. Zespół BBN także.
O skasowaniu programu "Karkonosze" rządowa komisja będzie zawiadamiać prokuraturę. Według niej to zdrada dyplomatyczna. Prokuratura pewnie będzie oczekiwać od BBN, że udostępni pan materiały ws. tego programu. I co pan odpowie?
Że BBN działa w granicach i na podstawie prawa. Wtedy udostępnimy dokumenty, w których posiadaniu jesteśmy.